29 listopada 2015 minęło dziesięć lat od śmierci Siostry Marii od św. Franciszka. Przez 46 lat była Matką Przełożoną (Służebnicą) w klasztorze sióstr anuncjatek w Thiais (we Francji). Jej życie daje nam piękny przykład posłuszeństwa woli Bożej, wiernego służenia Bogu miłosiernemu…
Vincennes! (Miasto tuż obok Paryża)
13 sierpnia 1911 roku Zuzanna urodziła się jako córka Anny i Józefa Siraudeau. Młode małżeństwo mieszkało w północno – wschodniej dzielnicy miasta.
Zuzanna była wrażliwym dzieckiem, doświadczała na łonie swojej rodziny szczęśliwego dzieciństwa; „moi rodzice – mówiła – otaczali mnie łagodną miłością, ale musieli mieć dużo cierpliwości wobec mnie, jako niemowlę płakałam często, bez żadnej przyczyny”. Stąd dano jej przydomek „Źródełko”.
W 1913 roku urodził się Albert brat Zuzanny. Zuzanna, która do tej pory była jedynaczką uważała urodzenie brata za „szkodliwą konkurencję”. Opowiadała o tym: „zaniepokojona mama kiedy zauważyła takie podejście córki, powiedziała »zobacz, jaki piękny jest twój młodszy brat!«. A ja patrząc na niego bez miłości odpowiedziałam »jest brzydki, tak jest!« Biedna mama nie wierzyła swoim uszom, tak była zaskoczona moimi słowami. Ale wszystko to zostało szybko zapomniane, młodszy brat i ja w krótkim czasie stanowiliśmy jedno”.
W 1921 roku urodziła się Magdalena – siostra Zuzanny, obie siostry były zawsze bardzo przywiązane do siebie; „cała rodzina była głęboko zjednoczona – miłowaliśmy się wzajemnie, panowało szczęście”.
Świadomość wartości kochania i bycia kochanym zaowocowała tym, że kiedy Zuzanna stała się m. Marią od Świętego Franciszka, umiała dzielić się tym z innymi przez całe życie. Wszyscy, którzy spotkali się z nią byli zdumieni i zachwyceni jej spojrzeniem, a było to przenikliwe i pełne „światła” spojrzenie. Skąd przychodziło to światło jej oczu?
Kiedy miała 5 lat wybuchła I wojna światowa, a jej mama chcąc chronić córkę przed niebezpieczeństwem, wysłała Zuzannę do cioci, do miasta Sens. Tam po raz pierwszy doświadczyła spotkania z Bogiem, odkrywając tajemnicę Chrystusa.
Jej kuzyn Roger nie chciał chodzić do szkoły bez Zuzanny. Chociaż nie miała ochoty do towarzyszenia kuzynowi, chodziła z nim do szkoły. Opowiadała ona co się działo „W tej szkole, którą zajmowały się bardzo pokorne zakonnice promieniujące miłością, mówiono często o Chrystusie. Czasami jedna z sióstr pokazywała nam ilustrowaną książkę o życiu Chrystusa. Kiedy przyszłam do szkoły pokazywały bolesną drogę krzyżową z kolorowymi obrazkami. Szeroko otworzyłam oczy, bo nigdy nie widziałam Jezusa cierpiącego. Od tego pełnego łaski dnia żyłam z Nim w ukryciu próbując pocieszać Go prostotą dziecięcego serca. „Żyła z Nim w ukryciu” i o tej obecności Jezusa, który mieszkał w głębi jej serca świadczyła z wielką prostotą.
Po kilku miesiącach spędzonych u kuzynów, wróciła do domu na prośbę cierpiącej mamy. Ciocia przywiozła ją i na jakiś czas zostawiła w Vincennes. Jej tata i wujek jeszcze walczyli na wojnie.
„Widziałam często mamę albo ciocię płaczące, zawsze pełna ufności Jezusowi mówiłam: »nie płaczcie ja będę odmawiała różaniec«. I natychmiast odmawiałam go z pełnym zapałem. To wzbudzało w nich ufność, wierzyły w to, a ja jeszcze więcej, że Jezus nie mógł postąpić inaczej niż nas ochronić, bo z wielką ufnością Go o to prosiłam”.
Zuzanna chodziła do szkoły w Vincennes, jej brat Albert chodził do szkoły, którą zajmowali się franciszkanie w Fontenay-sous-Bois.
Kiedy Zuzanna zastanawiała się nad swoim życiem postanowiła zapisać się do szkoły zawodowej, w której zgodnie z wolą swojej mamy zaczęła uczyć się szycia. Ale nie lubiła tego zajęcia. Nie zdała egzaminu i wybrała naukę haftu artystycznego. To odpowiadało całkowicie jej umiejętnościom. Zuzanna była radosną studentką, uczącą się zawodu, który się jej podobał. Była też piękną panną, elegancko ubraną, ale zawsze pozostała przede wszystkim gorliwą chrześcijanką, aktywną w swojej parafii. Dorastała wśród ludzi głęboko wierzących. Poświęciła się pracy w Stowarzyszeniu „Croisade Eucharistique” (Krucjata Eucharystyczna), zajmowała się też grupą chłopców, spośród nich dwóch zostało kapłanami w diecezji Creteil. Zuzanna miała 16 lat, ściśle złączona z Chrystusem, jeszcze raz została pociągnięta innym spojrzeniem – spojrzeniem Maryi.
Udała się pociągiem do sanktuarium maryjnego w Lourdes, przybliżając się do Groty patrzyła przez okno. Opowiadała: „to był taki cudowny wstrząs wewnętrzny, kontakt z łaską. Maryja zapukała bezpośrednio do mojego serca… kiedy Ją ujrzałam, coś się stało, patrzyłyśmy wzajemnie na siebie. Po powrocie z Lourdes byłam inna – Maryja wciąż stała przed moimi oczyma. Koleżanki dziwiły się pytając co się ze mną stało. To był mój sekret, widziałam i spotkałam Matkę Bożą”.
Po powrocie Zuzanna skończyła studia i zaczęła szukać pracy. Problemy życia codziennego nie przysłoniły jednak przeżyć z Lourdes. W głębi serca pozostał ideał życiowy, który dla jej otoczenia pozostawał tajemnicą. Powstawały pytania – co będzie robić w swoim życiu? Ponowne spojrzenie na Chrystusa prowadziło do światłości. Opowiadała: „pewnego wieczoru, po długim poszukiwaniu odpowiedzi na swoje powołanie, pozostałam z natarczywym pytaniem – kto mógłby mnie uszczęśliwić na zawsze? Moje oczy zatrzymały się na obrazie zawieszonym na ścianie. Był to obraz Chrystusa cierpiącego. Kiedy wciąż pytałam »kto?«, to tak jakby Jezus mi odpowiedział »JA« – natychmiast to zrozumiałam. Od razu chciałam Jezusowi oddać całe swoje życie. Przez to »podwójne« spojrzenie, Maryja mnie prowadziła do Chrystusa”. Pragnęła zostać klaryską. Rozmawiała o tym ze swoim ojcem duchowym, który był przełożonym prowincjalnym franciszkanów. Zakonnik ten zaproponował, aby zwrócić się do zakonu maryjnego – Zakonu Sióstr Anuncjatek. Znał dobrze ten zakon, który duchowo złączony jest z rodziną franciszkańską.
W 1929 roku Zuzanna udała się do sióstr anuncjatek. Opowiadała: „przyjechałam do klasztoru z pewną dozą lęku, spotkałam matkę Marię Emmanuelę, która wyglądała młodo, była pełna życia i bardzo inteligentna. Po raz pierwszy w moim życiu mogłam rozmawiać swobodnie o tym co się dzieje w moim sercu. W drodze powrotnej uświadomiłam sobie, że to spotkanie z Matką było znakiem, że miałam wstąpić do sióstr anuncjatek”.
Rok później Zuzanna zdecydowała się na wstąpienie do tego klasztoru, było to dzień po jej urodzinach, skończyła wówczas 19 lat, 14 sierpnia 1930 roku. Już wtedy była świadoma, że życie nie będzie łatwe, ale była przekonana, że odpowiedziała na wołanie Boga, aby oddać Mu wszystko – oddać samą siebie.
Pierwsze tygodnie były dla niej bardzo trudne. Matka Maria Emmanuela zachorowała i nie mogła uczestniczyć w ceremonii wstąpienia Zuzanny do klasztoru. Dopiero kilka dni później Zuzanna spotkała się z Matką Służebnicą, która mówiła do niej: „to pierwszy raz, kiedy spotykam postulantkę dopiero po ośmiu dniach. Jak się siostra czuje?” Zuzanna z obawą i zakłopotaniem odpowiedziała: „nic mi się nie podoba, ani szycie, ani sprzątanie, ani uprawianie ogrodu… lubię tylko oficjum. To już coś – odpowiedziała matka – i poszła dalej dodając – niech siostra zaufa Maryi”.
Życie upływało w ubóstwie i mozole. Matka Maria Emmanuela chciała, aby siostry anuncjatki szły wąską drogą Ewangelii, z miłości do Chrystusa na wzór Maryi. Siostra Zuzanna nie mogła doczekać się dnia obłóczyn… W sprawozdaniu mistrzyni nowicjatu było napisane, że „ rzadko spotyka się postulantkę tak otwartą na duchowość zakonu. Siostra Zuzanna bardzo dobrze rozumie tę duchowość i stara się ją pogłębiać”.
Ceremonia obłóczyn odbyła się 19 marca 1931 roku w uroczystość św. Józefa. Pełna prostoty, dyskretna, staranna, oddana, wykonywała wszelkie powierzone jej zadania. Czerpała odwagę i siłę z bezwarunkowej miłości do Chrystusa i zażyłości z Maryją. Minął rok, jej pierwsze śluby miały miejsce 26 kwietnia 1932 roku. 24 maja 1935 roku s. Maria od św. Franciszka poświęciła się całkowicie Chrystusowi przez śluby wieczyste. Miała tylko jedno pragnienie, żyć w ukryciu, żyć w Bogu.
1 września 1939 roku wybuchła druga wojna światowa, a wspólnota sióstr anuncjatek zmagała się z wojennymi trudnościami. Siostra opowiadała: „wydaje się że zaczęło się dla nas inne życie. Cała nasza siła będzie w wierności Bogu, zostajemy pogrążone w modlitwie”. Z racji groźnych wydarzeń matka Maria Emmanuela zdecydowała się oddalić całą wspólnotę od Paryża, część sióstr wyjechała do Orne w Normandii, a inne do klasztoru sióstr anuncjatek w Villeneuve-sur-Lot. Wśród tych ostatnich była s. Maria od św. Franciszka. W grudniu 1939 roku roku prawie wszystkie siostry wróciły do Thiais – aby wybrać nową Siostrę Asystentkę, została nią s. Maria od św. Franciszka. W 1940 roku wojna panowała na całym świecie, brat s. Marii – Albert, który w zakonie franciszkańskim przyjął imię br. Gabriel Maria, został zabity na polu walki, było to dla siostry i całej rodziny bardzo bolesne wydarzenie. Czasy były bardzo ciężkie, trudno było zdobyć jedzenie, ale w klasztorze panowała siostrzana miłość, każda siostra starała się sprawić innym radość, siostry modliły się intensywnie o pokój dla całego świata, ofiarowując Bogu swoje cierpienia. Siostra Maria od św. Franciszka przeżywała jeszcze inną próbę. W 1943 roku jako asystentka matki Marii Emmanueli była bardzo zajęta wieloma sprawami. Matka Maria Emmanuela, słabego zdrowia i prawie niewidoma, chciała by jej asystentka stała się jej szczególną sekretarką. Zanim powierzyła jej to zadanie, prosiła aby zrezygnowała ze swojego obecnego urzędu Asystentki. Nie znając zamiaru przełożonej, s. Maria od św. Franciszka cierpiała z powodu tej decyzji. Ale mając wielką wiarę zaakceptowała tę propozycję nic nie mówiąc.
Po wojnie siostry wyprowadziły się z domu „Maison Rose” do większego domu w dzielnicy Grignon.
W 1950 roku pięć sióstr anucjatek z Thiais, wśród nich s. Maria od św. Franciszka, uczestniczyły w ceremonii kanonizacji św. Joanny Francuskiej w Rzymie.
12 września 1950 roku s. Maria od św. Franciszka została wybrana na Matkę Służebnicę – miała wówczas 39 lat. Od tego dnia przez 46 lat jej życie było oddane służbie siostrom. Sytuacja nie zawsze była łatwa, musiała pracować nad jednością wspólnoty. Według niej Bóg błogosławi osobiste wyrzeczenia i ofiary za pokój wspólnoty. Matka Maria od św. Franciszka dokładała wszelkich starań, żeby zawsze zachowywać jedność. Taktownie i delikatnie postępowała wobec byłej Matki Służebnicy słuchając jej zdania i rad. Między nową przełożoną i poprzednią była prawdziwa przyjaźń, a w klasztorze panowała siostrzana miłość. Matka Maria Emmanuela zmarła w 1957 roku. Matka Maria od św. Franciszka napisała: „czego trzeba nade wszystko to jedności”. Pracowała nad tym cały czas we wspólnocie i całym zakonie. Kardynał Feltin pomagał jej w podejmowaniu decyzji.
Matka Maria od św. Franciszka bez wahania podróżowała do klasztorów sióstr anuncjatek znajdujących się w Belgii i w Anglii. Potrafiła też nawiązać głębsze więzi ze spotkanymi w Belgii siostrami anuncjatkami apostolskimi. Była świadoma, że jedność nie jest możliwa bez walki, pisała: „zakon potrzebuje modlitwy, ponieważ szatan chce go zniszczyć, bo to zakon NMP. Bądźmy pokorne i łagodnego serca, na wzór św. Joanny. Niech nasze życie i nasza radość wynika ze ścisłej i nieustannej zażyłości z Jezusem”. W czasie nieobecności w klasztorze w Thiais, starała się być duchowo blisko sióstr pisząc do nich słowa zachęty, pełne mądrości i miłości.
W lipcu 1961 roku odwiedziła klasztor w Anglii, (klasztor ten został zamknięty w roku 1976). We wszystkim chciała się w pełni oddawać Chrystusowi. Szukała zawsze woli Bożej, była posłuszna Kościołowi, ufając kapłanom, których Bóg stawiał na jej drodze.
Przed Soborem Watykańskim II było u sióstr anuncjatek, jak w każdym zakonie, odnowienie konstytucji. Wszystkie zakony musiały zgodnie wybrać jedną wersję, co wywoływało żywe dyskusje wewnątrz zakonów. Ponieważ po wojnie były liczne powołania u sióstr anuncjatek, m. Maria od św. Franciszka zdecydowała się założyc fundację w Normandii. Nowy klasztor powstał w Brucourt w roku 1975. We wrześniu tego roku zmarł kardynał Feltin. Wszystkie siostry przeżywały boleśnie jego stratę, bo był dla nich jak ojciec. Później m. Maria od św. Franciszka mogła liczyć na wsparcie ks. biskupa de Provenchères ordynariusza diecezji Créteil, który do swojej śmierci był bardzo blisko sióstr anuncjatek.
W roku 1976, m. Maria od św. Franciszka pomagała siostrom w klasztorze w Anglii przed jego zamknięciem i w przenosinach sióstr do Thiais. Dzięki jej miłości i życzliwości przybyłe siostry bardzo szybko przystosowały się do nowej wspólnoty. Inny klasztor oczekiwał od Matki ratunku w roku 1977, kiedy to brakowało powołań w Villeneuve-sur-Lot. Wówczas siedem sióstr z Thiais zostało wysłanych tam do pomocy.
Nadeszła godzina fundacji w Barteu, na południu Francji. Matka Maria od św. Franciszka długo modliła się i rozmyślała przed podjęciem decyzji. Wszystko powierzyła Matce Bożej. W styczniu 1980 roku sześć sióstr wyjechało do Barteu w Prowansji…
Każda fundacja wymagała od Matki wielu podróży, trudu i ofiary z siebie, żeby towarzyszyć siostrom w nowych placówkach. Choć siostry znajdowały się w innych klasztorach niż w Thiais, miłość m. Marii od św. Franciszka do każdej siostry była niezmienna. Mówiła: „jaka radość widzieć znowu te twarze tak kochane”. W lipcu 1985 roku pojawiła się propozycja nowej fundacji w St. Doulchard, tuż obok Bourges. Siostry anuncjatki tak bardzo pragnęły aby powstał nowy klasztor w miejscu, gdzie narodził się zakon za czasów św. Joanny… Matka Maria od św. Franciszka zużywała dużo energii, aby ten klasztor się uformował. W lipcu 1988 roku sześć sióstr z Thiais wyjechało do St. Doulchard na nową fundację.
Podczas tylu lat przełożeństwa Matka starała się promować duchowość św. Joanny, z najważniejszym punktem reguły; „we wszystkim podobać się Chrystusowi”, oraz przesłaniem św. Joanny o miłości braterskiej. Potrafiła też znaleźć równowagę między aktywnością (miała tyle obowiązków do wypełnienia), a kontemplacją – miłością płonącą do Chrystusa. Spojrzenie na Maryję – częste i głębokie, to był jej sekret. Powtarzała: „naszym jedynym zadaniem jest podobać się Chrystusowi, przeżywajmy wszystko w tym duchu, zażyłość z Chrystusem pozwala nam brać udział w Jego dziele zbawienia”. Zawsze miała w brewiarzu obrazek Jezusa ukrzyżowanego z tymi słowami: „Wszystko dla Ciebie – moje życie dla Ciebie”. Jej powołanie; „podobać się Chrystusowi na sposób Maryi”, to znaczy kochać z wielką troskliwością Chrystusa jak kochała go Maryja, było życiem pełnym łagodności dla Chrystusa i współczucia dla każdego.
W życiu kierowała się podwójnym spojrzeniem na Jezusa i na Maryję, szła do przodu wśród radości i trudności zawsze oparta na miłość Chrystusa. Mówiła: „jestem cała Maryi. Im częściej powtarzamy te słowa w głębi serca tym głębiej tymi słowami żyjemy”. Ci, którzy spotkali się z m. Marią od św. Franciszka byli pod wrażeniem jej dynamizmu i energii emanującej z całej osoby. Choć nie miała dobrego zdrowia starała się zapominać o sobie i czynić coraz więcej. Mówiła: „nie wierzymy wystarczająco, aby patrząc na Maryję zyskiwać siłę”. Czerpała umiejętność podejmowania decyzji i stanowczość ze spojrzenia na Maryję, gdyż z natury była niepewna siebie, nawet trochę skłonna do lęku. Niezachwiana wiara w Chrystusa popychała ją do przodu, nigdy nie wątpiła w Jego pomoc, często słyszano od niej: „idę powiedzieć o tym Jezusowi”. Wewnętrzne spojrzenie na Jezusa i na Maryję przemieniało jej własne spojrzenie. Pewien świadek powiedział, że jej spojrzenie stało się spojrzeniem Maryi.
Nie dopuszczała, aby jakaś „chmura” zepsuła relację między nią, a którąś z sióstr. Czasem była zbyt „spontaniczna” i jej reakcja w pierwszej chwili nie była stosowna, ale natychmiast żałowała tego i zwracała się do siostry z przeprosinami. Nie mogła iść na oficjum bez pojednania się z siostrami. Zawsze potrafiła wyciągnąć siostry z kłopotów, usprawiedliwiała je, pocieszała, na nowo obdarzała zaufaniem.
Po 46 latach przełożeństwa, m. Maria od św. Franciszka mając 85 lat podjęła ważną decyzję dotyczącą siebie i wspólnoty w Thiais. W porozumieniu z lokalnym biskupem prosiła, aby nie wybierano jej na Matkę Służebnicę. W październiku 1996 roku s. Maria od Chrystusa została nową Matką Służebnicą. Biskup Frétellière taktownie pozwolił, aby m. Maria od św. Franciszka zachowała uprzywilejowane miejsce nie tylko we wspólnocie w Thiais, ale w całym zakonie. W swej obecności pozostawała dyskretna i relacje między obiema Matkami były zawsze głębokie i bardzo dobre. Matka Maria od św. Franciszka pozostawała zawsze dla sióstr i „nowej” Matki Służebnicy przykładem i „prawdziwą matką duchową”. Ileż razy pukałyśmy do niej po radę …, i wychodziłyśmy od niej duchowo wzmocnione i uspokojone.
W grudniu 1998 roku m. Maria od św. Franciszka „przypadkiem” przeczytała w gazecie artykuł o tym, że klasztor „Annonciade” w Menton, który należał do ojców kapucynów, jest na sprzedaż. Pokazała tę wiadomość m. Marii od Chrystusa… Taki był początek nowej fundacji, klasztoru w Menton. W lutym 2000 roku zamieszkały tam cztery siostry anuncjatki.
Matka Maria od św. Franciszka mimo upływającego czasu była bardzo żywotna i otwarta na nowości naszych czasów, np. cieszyła się nowym środkiem komunikacji – Internetem.
Rok 2002 był u sióstr anuncjatek rokiem jubileuszowym, świętowałyśmy 500 lat istnienia zakonu. W ciągu roku odbyło się kilka uroczystości, m. Maria od św. Franciszka uczestniczyła w sympozjum na Uniwersytecie Katolickim w Paryżu. Udała się również do katedry w Bourges.
Od września 2003 roku zaczęła się dla niej długa droga krzyżowa. Na to doświadczenie była przygotowana, pewnego dnia powiedziała do m. Marii od Chrystusa: „Jezus mnie uprzedził, że będę miała trudności, ale trzeba je będzie ofiarować Panu Bogu”. Uczennica Chrystusa, aż do Krzyża, jak Maryja. Zaakceptowała to mówiąc „tak” Chrystusowi. Mimo wszystko w miarę możliwości uczestniczyła w modlitwie liturgicznej i w życiu wspólnotowym. Ale ciągle wracała do niej dręcząca myśl; „wrócić do swojego klasztoru”, jakby czuła się obco w klasztorze w Thiais. Pewnego dnia zapytała m. Marię od Chrystusa: „dlaczego Matka nie pozwala mi wrócić do klasztoru”, pytanie to było już znakiem zaburzeń w rozpoznawaniu sytuacji w jakich się znajdowała. Cała wspólnota otaczała ją siostrzaną miłością, a ona mimo cierpienia była zawsze pełna dobroci, cierpiała, ale w milczeniu.
W lipcu 2004 roku jej zdrowie się pogorszyło, przeszła zawał serca. Przez 16 miesięcy przed jej śmiercią siostry ze wspólnoty w Thiais towarzyszyły w tej jej kalwarii w dzień i w nocy. Pewnego dnia w oratorium powiedziała jednej siostrze: „nawet już nie wiem kim jestem”, te słowa zdradzały jaki ciężar nosiła. Miała jednak jeszcze spojrzenie pełne wiary na Jezusa ukrzyżowanego; wypowiedziała słowa, które były świadectwem jej zawierzenia Chrystusowi: „siostrzyczko, muszę wszystko zaakceptować, by było tak jak Pan Bóg chce”.
Na początku roku 2005 m. Maria od św. Franciszka straciła mowę, powoli zbliżała się do śmierci. W ostatnich dniach życia na ziemi prawie cały czas miała oczy utkwione w krucyfiksie (krzyżu z kościoła św. Damiana) powieszonym przy jej łóżku. Była całkowicie złączona z Tym, którego odkryła, kiedy miała 5 lat, kiedy widziała Jezusa cierpiącego na obrazku w szkole – cierpiała z Jezusem. Patrzyła na wszystkie otaczające ją siostry, ofiarowując swoje spojrzenie pełne światła. To było jej ostatnie pożegnanie, w dniu 29 listopada 2005 roku, w święto Wszystkich Świętych Zakonu Franciszkańskiego, jej oczy otworzyły się na nieporównywalną światłość Tego, którego na ziemi tak bardzo kochała.