Droga Krzyżowa jak łyk wody żywej

 

Jako chrześcijanie jesteśmy ciągle w drodze powrotnej do domu Ojca.  Pan Jezus idzie razem z nami. Choć On już tę drogę raz przeszedł i pokazał nam jak iść by dojść do celu, to w swoim niezgłębionym miłosierdziu idzie jeszcze raz z każdym z nas. Jak pisze św. Piotr „Chrystus zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” 1.P.2,21.

Życie na ziemi to droga, ale krzyżowa. Zawsze niesiemy jakiś krzyż, raz lekki, raz trudny do udźwignięcia. Krzyż czasem nas powala, czasami przygniata, a na pewno zaskakuje nas zawsze. A przecież wiemy, że ziemia to jeszcze nie niebo. Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny: „Dziecię, prawda, to wszystko jest cierpieniem, ale innej drogi nie ma do nieba prócz drogi krzyżowej. Ja sam przeszedłem ją pierwszy. Wiedz o tym, że jest to najkrótsza i najpewniejsza droga.” Dz. 1487

Jezus nadal jest z nami w tej drodze, czy zauważasz kiedy On przechodzi? Czy widzisz Jego spojrzenie, uśmiech, prośbę? On idzie z nami w drugim człowieku. Kiedyś usłyszałam w konferencji śp. ks. Grzywocza, że Bóg przychodzi przez człowieka, a człowiek przychodzi dzięki Bogu. Czy pozwalam sobie pomóc nieść krzyż, czy sam pomagam innym?

Jest taki francuski hymn liturgiczny pt. „Pan przechodzi…” („Le Seigneur passe…”), który mówi o czujności serca, oczu, uszu na spotkanie Pana przechodzącego przez naszą codzienność.

À  propos j. francuskiego, przypomina mi się czas Nowicjatu we Francji kiedy Droga Krzyżowa stała się dla mnie źródłem siły, pocieszeniem, odpoczynkiem. Bardzo często kiedy miałam jakieś obowiązki po obiedzie, tzn. zmywanie lub sprzątanie refektarza, po ich zakończeniu byłam bardzo umęczona, szczególnie w czasie letnim, w porze upałów. Do kolejnego Oficjum było jeszcze trochę czasu, więc miałam wybór: iść na chwilę odpoczynku do swojej celi czy zaczekać na kolejne Oficjum w kaplicy. Kiedy wchodziłam do kaplicy, zazwyczaj byłam sama i wtedy odprawiałam Drogę Krzyżową. Czasem w milczeniu, jedynie przyklękając przy każdej stacji, czasem rozmawiałam z Panem o Jego cierpieniu, o moich sprawach. I pomimo mojego, wydawało mi się wtedy, wielkiego wysiłku zawsze spotykałam Pana Jezusa bardziej niż ja umęczonego, spoconego i cierpiącego. Odrywałam się od siebie by spojrzeć na Pana. Te chwile były dla mnie jak łyk wody źródlanej w palące południe, jak duchowy łyk wody żywej, bo wracała chęć do modlitwy, do pracy, do życia. Odkryłam wtedy ogromną wdzięczność Pana za te chwile kiedy wysiliłam się pomyśleć o Jego cierpieniu, popatrzeć na Niego, westchnąć nad Jego losem. To była  jakby moja odpowiedź na przejmujące pytanie: „a kto się przejmuje Jego losem?” Iz. 53,8 Wypełniła się dla mnie niejako dosłownie obietnica Pana dana siostrze Faustynie: „Rozważanie mojej męki dopomoże ci się wznieść ponad wszystko”, Dz. 1184. To prawda. Choć wiem, że trudno jest oderwać się od siebie, od swojej niedoli, cierpienia i przypomnieć sobie o Nim, o Jego ofierze. A On poznał wszystkie moje ludzkie biedy i cierpiał wszystkie moje cierpienia.

Tuż przed wstąpieniem do klasztoru napotykałam w dwóch kościołach w Warszawie przy wejściu, tuż obok kropielnicy z wodą święconą, krzyż opluty, zabrudzony. To był dla mnie bolesny widok. Po każdorazowym wytarciu krzyża, prosiłam Pana o przebaczenie dla sprawcy i o pomoc dla niego.  Ten obraz pozostał w mojej głowie dosyć mocno wyryty i pokazuje mi, że Droga Krzyżowa naszego Zbawcy ciągle trwa. A ja mogę w tej mojej osobistej drodze krzyżowej iść każdego dnia kilka kroków razem z Nim, bo Jezus mówi: „W męce mojej szukaj siły i światła”  Dz. 654

Jednym z filarów naszej duchowości jest rozważanie Męki Pańskiej i pamięć o Przenajdroższej Krwi jaką przelał za nasze zbawienie Jezus Chrystus, o czym przypomina nam czerwony szkaplerz, który nosimy.  Św. Joanna, nasza Założycielka, miała w swoim ogrodzie kapliczkę upamiętniającą Grób Pana Jezusa, gdzie modliła się bardzo często. Obok tej kapliczki stał wielki krzyż, który później zawisł w pierwszym refektarzu Sióstr Anuncjatek w Bourges.  Św. Joanna tak bardzo ukochała nabożeństwo adoracji Krzyża Świętego, Męki Pańskiej, Przenajświętszych Ran Jezusa, że postarała się o uzyskanie odpustu dla wszystkich, którzy w każdy piątek mogli w tym miejscu nabożnie rozważać Mekę Pańską, adorować Krzyż Święty, nawiedzając jakby w duchu Grób Pański.

Jest jakaś tajemnica w możliwości człowieka do przechodzenia ponad ziemską perspektywę i rzeczywistość w konkretach swojego cierpienia i utrudzenia codziennością. Jest w człowieku siła do oderwania się od siebie, od użalania się nad sobą, nad swoją niedolą i skierowania myśli, oczu serca na cierpiącego Pana, Zbawcy. On Bóg wszechmocny cierpiał dla mnie, przeszedł okrutne męki, poniżenie i wyszydzenie. Wszystko z miłości do mnie i do Ciebie…

I zmartwychwstał!

A my jeszcze ciągle w drodze do domu Ojca…

 

O Jezu Miłujący mnie, umieść w mym sercu nieustanną pamięć o Twojej Męce, Śmierci oraz Krwi za mnie wylanej!

Scroll to Top