by jeszcze raz dać szansę.
„Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni” (Łk 2, 45-46)
„Jego rodzice nie rozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2,50)
„Jezus Jej odpowiedział, „Czyż to moja lub Twoja sprawa ,Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?” (J 2,4)
Kontemplacja Jezusa i Maryi w Ewangelii pozwala nam odkryć, że okoliczności życia prowadzą ich do „cierpliwej miłości”.
Posłany przez Ojca, by głosić światu Dobrą Nowinę o bezwarunkowej miłości, Jezus spędził trzydzieści lat w ukryciu Nazaretu. A ileż cierpliwości względem Apostołów, gdy – aż do swego powrotu do Ojca- pomagał im rozpoznać w sobie oczekiwanego Mesjasza! I Jakaż cierpliwość w stawianiu czoła zasadzkom, zastawianym na Niego przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy! Całe Jego ziemskie życie było cierpliwym oczekiwaniem „godziny”, w której przez śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie miał być uwielbiony.
Bez spoczynku z wyrozumiałą cierpliwością i miłosierdziem, dawał nową szansę dla wszystkich, którzy stawali przed Nim ze swoją słabością i brakami fizycznymi i duchowymi.
Również Maryja cierpliwie i z wiarą zachowywała w swym sercu słowa Jezusa, których nie rozumiała i zdarzenia, których sensu nie mogła pojąć. Dopiero w świetle Ducha Świętego powoli odkrywała ich znaczenie. Dała również dowód odważnej cierpliwości w bolesnej próbie, gdy umierał Jej Syn i potem, po Jego zmartwychwstaniu w pragnieniu połączenia się z Nim w chwale.
W naszych czasach cierpliwość nie jest zbyt popularna. Wszyscy, jak kierowcy chcą jechać „szybko”. W naszym życiu czas odgrywa ważną rolę. Potrzeba czasu, aby kwiat mógł się rozwinąć. Podobnie nasz własny rozwój wymaga wiele cierpliwości. I innym również trzeba pozwolić wzrastać w mądrości, miłosierdziu.
Czyż w naszej codzienności nie potrzebujemy cierpliwości: na modlitwie, w naszych ograniczeniach, brakach u innych, w rozwoju duchowym, wysłuchiwaniu innych aż do końca, w trudnościach, załamaniu zdrowia, w przypadłościach wieku…?
