Siostra Maria od Św. Ludwika

Pochodzę z rodziny bardzo wierzącej. Jestem najstarsza z czworga rodzeństwa. Moi rodzice byli nauczycielami – tata pracował z osobami niepełnosprawnymi, a mama z małymi dziećmi. Urodziłam się w Hiszpanii, bo tam pracowali, kiedy przyszłam na świat, a następnie moja siostra. Mam jeszcze dwóch braci. Wróciliśmy do Francji, kiedy miałam trzy albo cztery lata. Moi rodzice należeli do Wspólnoty Matki Bożej Fatimskiej i La Salette, której celem było życie i dzielenie się orędziami maryjnymi z tych miejsc. Byli w tej wspólnocie, kiedy się urodziłam, a kiedy wróciliśmy do Francji, zamieszkaliśmy w tej wspólnocie. Miałam wtedy sześć albo siedem lat. Rodzice kontynuowali tam pracę jako nauczyciele jakiś czas. Pracowałam we wspólnocie po maturze 20 lat jako sekretarka, firma mocno się rozwijała. Już na dwa lata przed wstąpieniem do zakonu zaczęłam się zastanawiać nad tym, że mam coraz więcej pracy, coraz więcej odpowiedzialności – bo na początku byłam sama jako sekretarka, a w końcu miałam pod sobą osiem pracownic. Miałam dużo kontaktów z innymi i coraz mniej czasu dla Boga. Myślałam, że muszę coś zmienić. Szukałam, ale nie wiedziałam, z kim mogę o tym porozmawiać. Wcześniej, kiedy miałam 16 lat, myślałam o wstąpieniu do Karmelu, bo nie znałam innego zgromadzenia. Jeszcze wtedy nie miałam matury, więc ksiądz, którego się radziłam, powiedział mi: „Zdasz maturę i wtedy zobaczymy”. A potem zaczęła się praca i do pewnego momentu podobało mi się takie życie.

Chciałam szukać rozwiązania dla swojej sytuacji, ale też nie wiedziałam gdzie. Mój tata również pracował w tej firmie. Jako jej dyrektor podróżował wszędzie po Francji, żeby odwiedzać inne osoby sprzedające nasze produkty. Każdego dnia szukał kościoła, gdzie by odprawiano mszę świętą rano. Pewnego dnia był w Bourges i szukając miejsca, gdzie może uczestniczyć we mszy świętej, trafił do klasztoru sióstr Anuncjatek, który znajdował się niedaleko, bo w Saint Doulchard. Był tam na mszy świętej i w sklepie sióstr kupił kilka książek. Znalazł też folder o Zakonie i zabrał go ze sobą do domu. Nic mu nie mówiłam o swoich poszukiwaniach, bo sama jeszcze nie wiedziałam, co mam robić. Czytałam te książki, które przywiózł i odkrywałam, że dla sióstr Matka Boża jest bardzo ważna, że św. Joanna mówiła, że najważniejsza jest miłość braterska, ważniejsza nawet niż asceza. To mi się podobało, więc napisałam do przełożonej w Thiais (pod Paryżem), czy mogę spędzić kilka dni z siostrami. Odpowiedziała, że nie ma problemu, więc pojechałam tam na trzy dni, akurat na Zwiastowanie w 2001 roku. Nie umiem wyjaśnić tego, co się stało, ale kiedy szłam na furtę, po drodze zobaczyłam mały ogródek z figurką Matki Bożej. Kiedy ją zobaczyłam, pomyślałam, że to będzie albo tu, albo nigdzie. Najpierw spędziłam u sióstr trzy dni, potem wróciłam na kolejne piętnaście, a potem matka przełożona powiedziała mi, że skoro nie mam kierownika duchowego i nie jestem już taka młoda, to dobrze by było, gdybym spędziła tam co najmniej trzy miesiące. Wróciłam więc na koniec września i byłam te trzy miesiące. Dobrze się odnajdywałam w klasztorze, więc trzy tygodnie później wstąpiłam do Zakonu. Teraz tak myślę, że miałam powołanie od młodości. To ciekawe, że jeden z moich wujków znalazł jakieś dziesięć lat temu w pamiątkach po mojej babci, która zmarła w latach 70., jakiś mały list, który napisałam do niej, kiedy miałam dziewięć lat. Oczywiście zupełnie o nim zapomniałam. Napisałam do babci – a była to bardzo pobożna kobieta i bardzo ją kochałam – że kiedy będę dorosła, zostanę zakonnicą. Nie wiem, dlaczego zachowała ten list. Tata wysłał mi go, gdy byłam już zakonnicą, więc było to dla mnie miłe i potwierdzenie, że mam być tu.

Można powiedzieć, że Pan jest cierpliwy….czekał 31 lat…

Scroll to Top